Wojciech Sumliński, rozpoczynając swoje wystąpienie, podziękował swoim obrońcom za ich zaangażowanie, dodając, że od początku bronią go w tej sprawie za darmo. Stwierdził, że w tej sprawie walczy o życie, bowiem jeśli zapadnie jakikolwiek wyrok skazujący, wszystko, czym do tej pory się zajmował, zostanie zamordowane, straci jakiekolwiek znaczenie. Zwracając się do Sądu, ale odnosząc do słów prokuratora, zapytał retorycznie, skąd się biorą tacy podli ludzie, którzy doskonale wiedzą, że nie zrobił nic złego, a żądają kary pozbawienia wolności.
Zdaniem Wojciecha Sumlińskiego, Prokurator opiera swoje twierdzenia tylko na słowach płk. Leszka Tobiasza oraz wspierających go słowach Aleksandra L., któremu się nic nie stanie, bo dostanie wyrok w zawieszeniu - natomiast on pójdzie do więzienia. Oskarżony dziennikarz odniósł się do bilingów o których mówił prokurator, mówiąc, że prosił, aby zrobić analizę tych bilingów, by stwierdzić, ile w nich było prób połączeń, załączania się poczty głosowej itp. Zwrócił uwagę, że jeśli chodzi o Leszka Pietrzaka, to w tamtym czasie wielokrotnie występował on w jego programach, więc ich częste kontakty nie były niczym niezwykłym. Jeśli chodzi o świadków, na których głównie opiera się Prokuratura, to jest ich czterech: płk. Leszek Tobiasz, płk. Aleksander L., Pani Barbara Tobiasz i Pan Jarosław Jakimczyk. Ten ostatni zeznał tylko tyle, że przyszedł do niego płk. Leszek Tobiasz mówiąc, że ma jakieś dowody na rzekomą korupcję, ale o Wojciechu Sumlińskim nie było w ogóle mowy. W aktach sprawy jest, w jaki sposób Barbara Tobiasz rozpoznała Sumlińskiego - to jej mąż go pokazał jej kiedyś w telewizji, mówiąc, że jest tym człowiekiem, z którym się spotykał. Aleksander L. z kolei wielokrotnie plątał się w zeznaniach, a w końcu zamilkł. Wojciech Sumliński poprosił Sąd o dołączenie do akt sprawy wyroku z dn. 8 grudnia 2010 r. Sądu Okręgowego w Warszawie, dotyczącego sprawy firmy "Megagaz", o której to firmie pisał artykuły, a która to firma próbowała go za to zniszczyć, wytaczając mu procesy karne o wielotysięczne odszkodowania. Płk. Aleksander L. występował w tym procesie przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu, ale Sąd Okręgowy, a potem Apelacyjny, wydał korzystny dla Wojciecha Sumlińskiego wyrok, a o zeznaniach Aleksandra L. wypowiedział się, że są nie tylko niewiarygodne, ale także urągające podstawowym zasadom logicznego myślenia, co dobitnie świadczy o wiarygodności tej osoby. Wojciech Sumliński zakwestionował również wiarygodność płk. Leszka Tobiasza, wskazując, że był on prawomocnie skazanym przez Sąd przestępcą, osobą fałszywie pomawiającą innych o czyny, których nie popełnili, szantażystą abp.Paetza w sprawie "Anioł", człowiekiem inwigilującym Kościół Katolicki, którego życie było pasmem intryg i niszczenia innych istnień ludzkich.
Wojciech Sumliński zwrócił uwagę, że płk. Leszek Tobiasz po złożeniu zawiadomienia o popełnienia przestępstwa korupcji bardzo wiele zyskał, ponieważ zawieszone zostały wszystkie sprawy karne, jakie były przeciwko niemu prowadzone w Prokuraturze Garnizonowej. Odnosząc się do sprawy pieniędzy, które przelał mu Aleksander L., dziennikarz zauważył, że prokurator nie wspomniał o tym, że pieniądze te zostały błyskawicznie zwrócone. Wojciech Sumliński powiedział również, że Prokuratura wybiera z 2008 r. te sprawy, które pasują, jak np. sprawa tych pieniędzy czy ARMiR-u, a te, które jej nie pasują, pomija, jak choćby zeznania Tomasza Budzyńskiego, które również dotyczą 2008 r., twierdząc, że nie są to sprawy z okresu grudzień 2007 - styczeń 2008 r., którego dotyczy akt oskarżenia.
Po tych swoich słowach Wojciech Sumliński demonstracyjnie podarł akt oskarżenia.
Ещё видео!