Od dnia gdy odeszła, mam jeden cel w życiu
ósma deszczowa noc, ja ciągle w ukryciu
próbuje go osiągnąć, prowadzę obliczenia
Osiem dni temu zgasła, ten stan się wciąż nie zmienia
I chłodnia w piwnicy, a w niej zamarznięta ona
Na swym łożu z baldachimem, czeka aż się dokona
Moja jedyna wizja, inne skreślam na starcie
W morzu myśli te złe, są skazane na pożarcie
Desperacko poszukuje, czegoś co zwróci jej tętno
Jest ścieżek dziesiątki,by zmyć z niej to piętno
Ale na końcu której, znajdę swoja odpowiedz
Nie wie nikt, wiec sprawdzę wszystkie, by swoich racji dowieść
Jeszcze bijące serce, zaraz zmieni swoja panią
Noc stacja PKP, to tam czekałem na nią
Rozcinam ja wzdłuż mostka, zebra otwieram jak wrota
Jak anioł, jak motyl, co skrzydłami zatrzepotał
Czeka już tylko by oddać, swój skarb damie w bieli
Bóg na pewno doceni, to ze życiem się podzieli
I gdy rozmarznięte ciało, wyjmę z chemicznej kąpieli
Zacznę szukać skrawka drogi, który mnie od mety dzieli
Serce które mnie kochało czeka już na wymianę
Czy drugie tez pokocha? czy to mozg jest tu panem
Czy gdy otworzy oczy,będzie jak było dawniej
Na tej myśli się skupiam, by przeszczep przebiegł sprawniej
Ostatnia kropla krwi, zwiastun transfuzji końca
Może uda się ja zbudzić jeszcze przed wschodem słońca
Z venflonów i kabli, tkam misterna pajęczynę
Podłączam wszystkie wtyczki, przełykam gorzka ślinę
Spoglądam niepewnie ku szczerzącej się machinie
Czas zgasić wszystkie światła, maksymalna moc popłynie
Laboratorium milczy, cale skąpane w świec blasku
w tej scenerii moja miłość wydobędę z potrzasku
Przechylam wajchę w dol, machineria z rykiem rusza
Przez jej ciało płynie prąd, orgazm osiąga ma dusza
Bo oto stal się cud, moja pani się porusza
I szczęście mnie rozpiera kiedy słyszę jej głos w uszach
Jej twarz promienieje, ozdobiona uśmiechem
A dźwięki jej slow, rozbrzmiewają w głowie echem
Patrzy w oczy mówiąc kocham, choć splamiłeś dusze grzechem
Po czym całuje mnie w usta, i zegna się z oddechem
I zamyka oczy, umierając w moich ramionach
I życie w niej gaśnie, jak płomyki w lampionach
I zapada mrok, by się zaraz przeistoczyć
W pierwsze chwile ranka, zwiastujące koniec nocy
Warto było ja przeżyć, myślę kręcąc sznur z przewodów
pozrywanych z jej piersi,idę z nim w kierunku schodów
Ta belka na strychu wygląda na mocna
Wspaniale się nada, będzie moja odskocznia
Od świata gdzie jej nie ma, o co walczyłem zaciekle
Odbicie w brudnym lustrze, spogląda na mnie wściekle
Sznur zaczyna się zaciskać, ból pali mnie od środka
Jeszcze większy, bo wiem, ze tam gdzie idę jej nie spotkam.
Ещё видео!