Choroby zakaźne były tematem ostatniej audycji z cyklu „Pytanie do specjalisty”. Gościem prof. Jana Kochanowicza był prof. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku
Z Panem Profesorem wielokrotnie rozmawialiśmy na temat COVID-19. Wydawało się, że już odszedł w zapomnienie, ale chyba tak nie jest?
Faktycznie. W momencie gdy pan minister ogłosił koniec pandemii, ja akurat złapałem wtedy Omikrona. Ale to był właśnie taki COVID jaki zdarza się u wielu osób teraz i nawet zdecydowana większość nie wie i nigdy się pewnie nie dowie o tym, że przeszli zakażenie wariantem Omikron. Po prostu te zakażenia mają bardzo łagodny przebieg. Natomiast sam wirus, sam ten wariant i jego subwarianty, których w tej chwili już mamy 5 czy 6, są wysoce zakaźne. Każdy kolejny jest bardziej zakaźny niż ten poprzedni, ale jednocześnie traci zjadliwość, ale przy tej masowości, gdy zakażać się będą miliony, trafią się nam setki osób, które będą ciężko przechodziły chorobę.
To jest tak jak z grypą. Zakażają się miliony i u niektórych niestety dochodzi do powikłań, nawet śmiertelnych, u innych powoduje takie uszkodzenia, na przykład serca, że wymagają przeszczepienia narządu. Więc musimy się spodziewać, że wraz z narastaniem tej liczby nawet łagodnie przebiegających zakażeń, czy wręcz bezobjawowo, znajdą się chorzy, zwłaszcza osoby starsze, schorowane, dla których może być to zagrożeniem życia. Będą wymagały hospitalizacji, będą wymagały intensywnej tlenoterapii, powinny otrzymać leczenie przeciwwirusowe i tu mamy problem, bo niestety skończyły nam się zapasy, a nie słychać, żeby ministerstwo miało poczynić nowe. I to jest moja największa obawa przed jesienią. W tej chwili nie obserwujemy zachorowań, które by obciążały placówki szpitalne. Oczywiście zdarzają się zdiagnozowane zakażenia SARS-CoV-2, ale one są dodatkiem, przy okazji, że pacjent trafił do szpitala z powodu zupełnie innej choroby. Z jakiegoś powodu, zwykle diagnostycznego, bo pojawiają się objawy łagodne infekcji dróg oddechowych, wykonujemy test, okazuje się, że jest dodatni i mamy rozpoznanie, ale nadal zasadnicza przyczyna hospitalizacji była zupełnie inna. Nie mamy takich przypadków, takich zachorowań, jakie mieliśmy jesienią, wtedy kiedy dominował wariant Delta.
Czyli trafia się do szpitala, ale rozpoznanie zakażenia SARS-CoV-2 jest takim jakby dodatkiem, to nie jest bezpośrednia przyczyna hospitalizacji tego pacjenta?
Tak. Dla nas jest istotne wykrycie tych zakażeń po to, żeby izolować w innych salach tych pacjentów, żeby nie obciążać dodatkowym zakażeniem osób, które i tak są chore.
Ale tak jak powiedziałem, nie mamy w tej chwili pacjentów, którzy wymagają intensywnej tlenoterapii, bo to zapotrzebowanie na tlen jest takim najbardziej obiektywnym wskaźnikiem ciężkości choroby u danego pacjenta.
Czy zawdzięczamy to naturalnemu przebiegowi, takiej ewolucji wirusa czy raczej szczepieniom czy ograniczeniom, które były wprowadzone? Jak z punktu widzenia epidemiologicznego Pan Profesor tę sytuację ocenia?
Patrząc z perspektywy czasu, przede wszystkim szczepienia pozwoliły nam przetrwać i doczekać momentu, gdy zostaliśmy narażeni już tylko na Omikron. Czyli, tak jak w moim przypadku, nie doszło do zakażenia groźnym wariantem, tylko tym łagodnym. Pozwoliło nam to dotrwać do tego bezpiecznego momentu. Dało nam to też pewien zapas przeciwciał neutralizujących, które oczywiście wygasają z czasem, bo taka jest niestety natura odpowiedzi immunologicznej w stosunku do tego wirusa. Ale ona daje pewien taki margines bezpieczeństwa i nadal będę zachęcał do szczepienia się. Oczywiście lepiej, żebyśmy się szczepili szczepionką dostosowaną do nowego wariantu i liczę na to, że we wrześniu już będziemy mieli ją dostępną w Polsce i zwłaszcza osoby powyżej 60 roku życia, nie mówiąc o tych ze schorzeniami obciążającymi, powinny mieć możliwość zaszczepienia się nową szczepionką.
Ale oczywiście też taką sytuację, jaką mamy, która nie jest groźna, na razie przynajmniej jeżeli chodzi o obciążenie systemu opieki zdrowotnej, zawdzięczamy też ewolucji wirusa. Pamiętajmy, że wirus dąży do zajęcia jak największego terytorium. Podstawowym celem wirusa, tak jak każdej istoty, jest mnożenie się, więc on szuka w tej chwili możliwości zasiedlania nowych organizmów. W związku z tym selekcjonują się te szczepy, bo tych szczepów codziennie powstają tysiące, miliony, te szczepy przeżywają i dalej się mnożą, które są bardziej zakaźne, ale nie zabijają, nie są groźne. Właśnie wirus zmierza do tego, żeby być bardziej ukryty, niedostrzegalny przez człowieka, ale by móc się mnożyć.
Bo z drugiej strony, jeśli w sposób szybki swojego żywiciela unicestwi także ogranicza możliwość przez tego żywiciela zakażania otoczenia....
więcej na www.orthodoxia.pl/pytanie-do-specjalisty/
Ещё видео!