Wróćmy do pieniędzy. A właściwie do lewych pieniędzy prawicy. Otóż dopuszczenie Bielana do ukorzenia się przed prezesem znaczy tyle, że centrala PiS uznała, iż za złodziejstwo Republikanów w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju — szacujemy je na minimum 200 mln — da się obciążyć Jacka Żalka. To dawny kompan Bielana w Republikanach, który jako wiceminister funduszy odpowiadał za nadzór nad NCBiR. Żalek sam jednak tonąć nie zamierza. W głośnym wywiadzie dla TVN24 ujawnia kulisy działań ludzi Bielana przy śmierdzących, korupcyjnych projektach w NCBiR. I nazywa ich "zorganizowaną grupą przestępczą".
Czy nas to dziwi? Niezbyt. Znamy zeznania Żalka w prokuraturze. Powiedział tam — pod odpowiedzialnością karną za składanie fałszywych zeznań — że w trakcie rozmów kierownictwa NCBiR ustalano, "w jaki sposób Partia Republikańska miała zabezpieczyć się finansowo na wypadek przegranych wyborów parlamentarnych" — czyli jak ukraść publiczne pieniądze i się dzięki temu ustawić. Według tej relacji akcji nadano kryptonim "Czarny węgiel", a szefa republikanów Adama Bielana nazywano "sponsorem".
Brzmi jak mafijny slang, prawda? Mamy jednak z tym Żalkiem dwa problemy. Pierwszy — że chłop się otworzył dopiero po tym, jak okazało się, że w wyborach na niewinnego Kaczyński wskazał Bielana. Czuje więc Żalek nie tylko, że nie dostanie miejsca na liście wyborczej, ale jeszcze prokuratura może go umieścić na własnej liście.
My brawurowo staniemy w obronnie pana Adama, sojusznika prezesa Jarosława. Mafia Bielana nie jest możliwa. Po prostu. I mamy na to koronny argument — przecież to byłaby karykatura "gangu Olsena". Choć z drugiej strony — może to była parodia "gangu Olsena" i dlatego właśnie wpadli?
Ещё видео!