Tak sobie myślę, że debiutant nie ma w tej branży łatwo. Bardzo chce wydać książkę, więc wiele kłamstw można mu wcisnąć jako prawdy objawione. Są podobno znane przypadki, że ktoś wydał już cztery książki, a za ostatnią dostał taką samą zaliczkę jak pierwszą. Sorry,, podpisałeś taką umowę pięć lat temu, więc teraz nie wydziwiaj – tak pewnie tłumaczy sytuację jego wydawca. Historia najnowsza polskiej literatury miała też do czynienia z takimi zjawiskami nadprzyrodzonymi, ja to, że w jednym półroczu sprzedało się kilkanaście książek danego autora, a w kolejnym już ponad tysiąc. Jak to wytłumaczyć? Normalnie, przecież łaska czytelnika na pstrym koniu jeździ, nie ma się czego czepiać. Czy autorzy są bezbronni i muszą podpisać wszystko, byle książka wylądowała na księgarskich półkach? A co z tłumaczami, bez których lwiej części literatury byśmy nie przeczytali? Wydawcy i ludzie pióra są partnerami, czy jednak grają do dwóch różnych bramek? Rozmawiam o tym z Jackiem Dehnelem, prezesem Stowarzyszenia Unia Literacka. Wnioski płyną z tej rozmowy dość niepokojące, ale może jest światełko w tunelu, którym nie jest błysk reflektorów nowego Porshe wydawcy.
Ещё видео!